środa, 24 grudnia 2014

Four

Przyszły święta. W tym roku będą wyglądać inaczej niż zwykle, bo nie ma wśród nas ukochanego dziadka. Do tej pory wszystko miało swój określony porządek, rodzina miała swoje zwyczaje, wszyscy skupialiśmy się wokół stołu w rodzinnym domu mojego taty. Teraz tak nie będzie. Pierwszy raz odkąd sięgam pamięcią wigilia nie odbędzie się na wsi ze znanym sobie ceremoniałem i atmosferą. Wigilia będzie u nas i szczerze powiem przeraża mnie to. W wigilijny poranek obudził mnie mój kot Wacław, który donośnym miauczeniem domagał się wypuszczenia go z łazienki. Rodzice są pewnie już tak zakręceni świątecznymi obowiązkami, że na pewno nie zlitują się nad tym biednym stworzeniem. No nic, wciągam na nogi kapcie, na plecy wrzucam szlafrok i wychodzę na korytarz. Już od samych drzwi uderza mnie zapach pieczonego makowca. O cholera. Mama robi wszystko, by te święta wyglądały tak, jak jeszcze wyglądały za życia dziadka i chyba przestanę się zachowywać jak dziecko, pomagając jej w rozlicznych obowiązkach.
-Córeczko tylko cię proszę byś nie umawiała się dziś z Łukaszem mocno późno, bo kiedy wszyscy się zjadą, chciałabym od razu zacząć kolację. Mogę na ciebie liczyć?- wiem do czego pije. Ostatnio za każdym razem spóźnialiśmy się na wigilię do dziadków, bo ja nie mogłam się odkleić od Łukasza, składając mu życzenia. W tym roku tak nie będzie, bo Kadziewicz musi obskoczyć dwie wigilie, jedną u siebie, a drugą u Kamy. Co prawda ja chciałam spotkać się choć na chwilę, ale jasno dał mi do zrozumienia, że się nie wyrobi, więc nie naciskałam. Dzisiejszego dnia jestem całkowicie do dyspozycji moich rodziców. Nawet nie zabieram się za śniadanie, tylko od razu jadę z tatą na poblisk targ, by kupić świąteczne drzewko. Tak strasznie nie lubię sztucznych choinek, że jestem w stanie nawet chodzić kilka godzin na siarczystym mrozie, by wybrać tę najpiękniejszą. W tym roku decyduję się na pierwszą lepszą. Jakoś tak nie czuję tych świąt. Po drodze stajemy z tatą w sklepie, by wykonać już ostatnie świąteczne zakupy z polecenia mamy. Nadprogramowo tata kupił mi słodką bułkę, chyba słyszał te bulgoty w moim brzuchu, ale rzeczywiście trochę zgłodniałam.
-Nie jest ci przykro, że Łukasz nie chciał się z tobą spotkać dzisiejszego dnia?- skąd on wie, że Łukasz nie chciał się ze mną spotkać. Patrzę na niego zdziwiona. W naszym domu nikt nikogo nie podsłuchuje i nawet nie śmie, podejrzewać o to tatę, ale jego znajomość mojej rozmowy z Kadziewiczem jest zastanawiająca.
-Dzwonił do mnie i prosił bym wybadał sprawę czy nie jesteś na niego obrażona. Musisz córeczko zrozumieć, że on ma kogoś i niestety dla ciebie musisz się odsunąć na dalszy plan, bo wasze sprawy już nie będą dla niego najważniejsze.-nie jestem małą dziewczynką i to wszystko wiem. Już na pewno nie jestem obrażona, bo chyba zapomniałam jak to jest być obrażonym. Na Kadziewicza co najwyżej mogę być wkurwiona, ale teraz nie jestem. Nie mam powodu. Jest mi tylko przykro, że te święta są jakieś takie inne. Wszystkie dotychczasowe tradycje się zacierają, a na ich miejsce wchodzą nowe, do których po prostu będę się musiała przyzwyczaić.
-Sama mu powiedziałam, że wigilia spędzona a towarzystwie Kamili to dobry pomysł. Tato nie jestem małą dziewczynką. Dobrze wiem na co się pisałam, zaprzyjaźniając się z Łukaszem i umiem odróżnić przyjaźń od miłości.-w tych sprawach jestem stanowcza. W głowie już słyszę słowa mamy, dla której przyjaźń damsko-męska jest nierealna, ale ja nie mam z tym problemu.
-Wiesz Dianko, ta kontuzja bardzo cię zmieniła. Oczywiście chciałbym, byś dalej robiła to co kochasz, ale teraz jesteś taka dojrzała i to też mi się podoba.-tata pocałował mnie w czoło i zabrał się za prowadzenie pojazdu. Kiedy przekroczyliśmy próg domu, mama miała dla nas kolejne zadania. Już sama nie wiem jak się nazywam, wyjmując z piekarnika kolejne ciasto i doprawiając czerwony barszcz. Myślałam, że przynajmniej tatę ominą kuchenne rewolucje mamy, ale moja rodzicielka nie miała dla męża taryfy ulgowej i zagoniła go do lepienia uszek. Wychodziły mu bardziej jak pierogi, ale zostało nam tak mało czasu, że mama nawet myślała go instruować, a tym bardziej krytykować.
-Teraz już wiem dlaczego teściowa zabierała się do pracy nad wigilią tydzień wcześniej. Tego jest tyle do przygotowania, że nie czuję już rąk i nóg.-oboje z tatą jesteśmy w podobnej sytuacji, ale zaciskamy zęby i nie poddajemy się.
O 19 pojawili się pierwsi goście, najstarsza siostra taty, ciocia Magda wraz z rodziną. Jest sporo starsza od rodzeństwa, ale z tym wiąże się pewna historia, której przytaczać teraz niepodobna. Zaraz za nią przyjechała ciocia Ania i Basia, również z rodzinami. Z wszystkimi się przywitałam. Rodzinę mamy będziemy odwiedzać jutro, a drugi dzień świąt będzie tak naprawdę szansą na odpoczynek. W całym tym towarzystwie jestem prawie najmłodsza. Jest o rok młodszy brat Adaś, nasz prywatny Kevin z kultowego świątecznego filmu, bez którego święta nie byłyby takie same. Po odczytaniu ewangelii i zaśpiewaniu kolędy, przyszedł czas na łamanie się opłatkiem, czyli najbardziej nielubiana przeze mnie część wigilijnej wieczerzy. Chodzę od cioci do cioci, od wujka do wujka i wszystkim powtarzam „Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku”. Jedynie z rodzicami życzenia wyglądają inaczej. Z kuzynami wymieniam się tylko uściskiem, nerwowo zerkając na tarczę zegara, by nie spóźnić się z włączeniem telewizji o odpowiedniej porze.
-Moglibyście sobie darować już ten film. Ile razy go widzieliście?- najmłodsza część z rodziny spogląda spod byka na wujka Cześka. Nikt nic nie robi sobie z jego uwagi, bo po zjedzeniu smażonej ryby i kilku pierogów, wszyscy gromadzimy się przed telewizorem. To jest czas na to, by starsi porozmawiali o swoich sprawach, a my o swoich. Rodzice i wujostwo głównie wspominają dziadków, a my tylko przez chwilę oddajemy się nostalgii, gdy Artur wspomina żarty dziadka przy wigilijnym stole za które zawsze rugała go babcia. Rozmowy szybko schodzą na temat szkoły, chłopaków i dziewczyn. Głównie to ja i siostra Marta udzielamy się w tej drugiej kwestii, bo Adaś jeszcze o tym nie myśli, Piotrek się wstydzi, a Artur na chwilę obecną jest przekonany, że zostanie starym kawalerem.
-Ciocia mówiła coś, że idziesz z kimś na studniówkę? Kto to jest? Twój chłopak?-moja głowa raz kiwa na tak, po chwili na „nie”. Studniówka już właściwie za dwa tygodnie, bo zaraz na początku stycznia, ale z Pawłem to raczej relacja czysto koleżeńska. Pomijam przed rodzeństwem fakt, że Siezieniewski jest kolegą Łukasza, bo nie chcę mi się tego wszystkiego tłumaczyć.
-Nie mam jeszcze sukienki ani nic. Najchętniej to bym wcale nie poszła, ale już obiecałam i nie mogę się wycofać.-chybabym się ze wstydu spaliła, gdybym miała mu odmówić teraz, dosłownie na chwilę przed imprezą.
-Ja tak samo. Może wybierzemy się przed sylwestrem na zakupy? Ja muszę kupić dwie kiecki, bo idę z Tomkiem na sylwestra i potem ta studniówka.-w sumie to obiecałam Oliwce, że to razem z nią będę biegać po wyprzedażach i szukać czegoś dla siebie, ale można to wszystko jakoś dogadać jeszcze.
-Dam ci znać jakoś po świętach co? Pomysł fajny, ale muszę się dogadać z Oliwką, bo ona też chciała się ze mną wybrać.-właściwie to nie oglądamy tego filmu, ale liczy się sam fakt, że jest w telewizji. Pora prezentów nie obchodzi nas już tak, jak kiedyś. Wszyscy dostajemy określone dole, bo przecież jesteśmy już za duzi na to, by kupować nam prezenty.
-A kogo niesie o tej porze i to w wigilię?- czyżby strudzony wędrowiec, dla którego zabrakło przy naszym stole nakrycia, bo przecież mieszkanie w bloku to nie dom na wsi. Tata wstaje od stołu i idzie otworzyć, by po chwili wprowadzić zziębniętego Łukasza do środka z niewielkim pudełeczkiem w ręku. Wstaję od telewizora i idę do niego, by wpaść w jego ramiona i się rozpłakać.
-Dopiero teraz mogę powiedzieć, że wigilia jest wigilią. Wszystkiego najlepszego Dianka…


~*~


Wigilia u rodziców Kamili minęła bez większym zakłóceń. Nikt nie wspominał o ślubie, siostra mojej dziewczyny też nie siliła się na jakieś wyszukane złośliwości pod kątem mojej zażyłości z Dianą. No właśnie, Diana… potraktowałem ją tak chamsko mówiąc, że dzisiejszego dnia nie znajdę dla niej czasu między jedną a drugą wigilią. Nawet nie zdążyłem dać jej prezentu. Znudzony całą tą świąteczną otoczką siedzę na kanapie przed telewizorem w salonie, próbując wcisnąć w siebie jeszcze jeden kawałek pysznego makowca w wykonaniu mojej babci. Mimo najszczerszych chęci i ponaglania z jej strony, odstawiam talerzyk na ławie i wracam do Kamili, by objąć ją ramieniem. Cały czas jednak myślami jestem przy Dianie i przy tym, że powinien pojechać do niej chodź na chwilę, złożyć życzenie i dać prezent.
-O czym tak myślisz Łukasz co? Wyglądasz jakby wigilijny wieczór zmusił cię do egzystencjalnych przemyśleń.-Monika, moja starsza siostra, mówi to po to by mi dokuczyć, ale coś jest w tych słowach. Myślę o tym, że fakt posiadania przeze mnie dziewczyny nie zwalnia mnie z tego, bym miał zaniedbywać przyjaciółkę, która jest ze mną na dobre i złe, na którą zawsze mogę liczyć. Nie chodzi o to, że Kamila mi nie pomaga i nie jest dla mnie wsparciem, ale to do blondynki biegnę na złamanie karku, gdy się z nią pokłócę. To Diana siedzi na moich meczach i treningach, gdy tylko ją o to po proszę. Dajmy na to, że za dzień, dwa rozstałbym się z Kamilą. I co wtedy? Wiem, że Diana będzie mnie pocieszać, że będzie starała się mi pomóc. Dlatego właśnie muszę do niej pojechać.
-Kamila przepraszam, ale ja muszę coś załatwić. Chodź, odwiozę cię do domu.-spojrzałem wymownie na ojca, która powiedział, że kluczyki wiszą na wieszaku w przedpokoju. Jeziorska spojrzała na mnie z wyrzutem, ale nie robiła mi wymówek przy rodzicach. Spodziewałem się awantury w samochodzie, ale całą drogę do jej mieszkania pokonaliśmy w milczeniu. Kiedy wysiadłem z samochodu, by otworzyć jej drzwi i się z nią pożegnać, powiedziała tylko na odchodne:
-Złóż Dianie życzenia również ode mnie.-zorientowała się w mig jaką sprawę mam do załatwienia w wigilijny wieczór. Miałem jednak wrażenie, że nie powiedziała tego ze złośliwością. Może już zrozumiała, że jest dla mnie ważna, ale nie umiem zrezygnować z przyjaźni Diany? Oby, bo to dla mnie byłoby idealne rozwiązanie. Wsiadłem do samochodu i pojechałem do przyjaciółki, upewniając się czy w kieszeni mam dla niej prezent. Droga minęła mi bez większych komplikacji. Trzeba powiedzieć, że o tej porze w Wigilię jest po prostu pusto. Zaparkowałem i pognałem po schodach tak, jakby od tego miało zależeć czyjeś życie. Drzwi otworzył mi tata Diany. Myślę, że przeczuwał moje przyjście, bo tylko się uśmiechnął i wpuścił do środka. Zaraz przy mnie pojawiła się Diana, która rzuciła się na moją szyję. Uniosłem ją do góry, by oplotła moje biodra nogami.
-Dopiero teraz mogę powiedzieć, że wigilia jest wigilią. Wszystkiego najlepszego Dianka…-mówię, ocierając kciukiem łzy z jej policzków. Sytuacja i we mnie wzbudza emocje, ale robię wszystko, by się nie rozpłakać, bo to takie niemęskie. Spuszczam Motyl na podłogę i idziemy do jej pokoju, by ustrzec się przed ciekawskimi spojrzeniami członków rodziny Diany. Już i tak wywołaliśmy niemałe zamieszanie naszym ekspresyjnym powitaniem.
-Myślałam, że się pogodziłam z tym, że nie spędzimy dzisiejszego dnia chociażby minuty razem, ale jest to silniejsze ode mnie. Tak się cieszę, że mogę ci złożyć życzenia i podarować prezent.-wymieniamy się podarunkami.Dostałem od Diany spinki do koszuli, o których mówiłem w kontekście studniówki. Ode mnie blondynka dostała srebrną bransoletkę<klik>, o której mówiła jakiś czas temu, że wpadła jej w oko. My oboje lubimy słuchać swoich zachcianek, by w odpowiednim momencie zrobić sobie wzajemnie niespodziankę.
-Łukasz to kosztowało majątek i nie mów mi, że tak nie jest, bo ja widziałam cenę. Niepotrzebnie się tak wykosztowałeś.-a te spinki z grawerami<klik> to kosztowały 50 złoty. Nie odpowiadam nic na słowa Diany, po prostu ją do siebie przyciągam, całując w czoło. Opowiadamy sobie o wigilii, choć głównie to ja opowiadam, ona słucha.
-A zapomniałbym, Kamila prosiła by złożyć ci świąteczne życzenia. Wiesz, ona chyba to wszystko ogarnęła i myślę, że nie będzie już wyjeżdżać z tą swoją zazdrością.
-Zwłaszcza, że nie ma ku temu żadnych powodów.-pewnie, że nie ma. To, że leżymy teraz obok siebie na łóżku Diany zupełnie nic nie znaczy. Nawet głowa blondynki na moim torsie i moja ręka bawiąca się złotymi kosmykami włosów o niczym nie świadczy.
-Zastanawiałaś się może jak kiedyś będzie to wszystko wyglądać? Wiesz, ja z żoną, ty z mężem… Gdzie w tym wszystkim będzie miejsce na naszą przyjaźń?
-Liczyłam na to, że nigdy się nie zakochasz i zostaniesz starym kawalerem. To, że ja zostanę starą panną jest więcej niż pewne.-podnoszę się, opierając głowę na łokciu.
-Tobie się dzisiaj tutaj wszystko dobrze poukładało?- pukam Dianę w czoło, by wytchnąć jej w ten sposób gadanie od rzeczy. Jakby już ona miała zostać starą panną, do dla tego świata nie byłoby nadziei. Gdyby tylko chciała, to Paweł już biegałby cały w skowronkach, szukając dla niej zaręczynowego pierścionka. Aż nie mogę się na dziwić, że tak szybko go wzięło, ale kto ogarnie miłość.
-Proszę cię, tylko nie wyjeżdżaj mi z Pawłem. Zaraz po studniówce umówię się z nim na spotkanie i jasno dam do zrozumienia, że między nami nic nie będzie. U mnie nie ma nic na siłę Łukasz.-dobrze o tym wiem. Diana nie potrafi udawać i za to ją cenię. Czasem szczera aż do bólu, a w kwestii uczuć to bardzo dobra droga, by nikogo nie skrzywdzić.
Przyjechałem do Diany tylko na chwilę, a zostałem do północy. Razem postanowiliśmy wybrać się na Pasterkę. Pieszo, tak jak kiedyś. Próbowałem skontaktować się z Kamą, ale pewnie już śpi. Jeszcze przy wigilijnym stole mówiła, że nie wie czy uda się na nocną mszę, bo jest zmęczona. Byliśmy już bardzo blisko celu, gdy nogi Diany rozjechały się na śliskim chodniku. Gdyby nie ja, to pewnie leżałaby jak długa i kto wie jakby to skończyło się dla jej kręgosłupa.
-Diana co jest, coś z nogą?- trzyma się za kolano. Ciągle zapominam o tej operacji łękotek, bo Motyl w piorunującym tempie powróciło po niej do pełnej sprawności.
-Żartowałam!- o nie! Blondynka zaczęła uciekać, a ja zaraz za nią. Nie sprawiło mi trudności dogonienie jej. Gdy już miałem złapać ją za rękę, poślizgnąłem się, pociągając ją na siebie. Upadliśmy twarzami do siebie. Pierwszy raz widzę ją z takiej perspektywy. Pierwszy raz mam ochotę ją pocałować tak inaczej niż dotychczas. To impuls. Dotykam wargami jej spierzchnięte od mrozu usta. Czuję, że się prostuje, że nie wie co ma zrobić. Chcę narzucić swoje tempo i początkowo Diana mi na to pozwala, ale do pewnego momentu.
-Co ty robisz Łukasz?! My nie możemy, my…-brakowało jej słów. Cholera! Takie sytuacje miały nigdy nie mieć miejsca,ale stało się i tego się już nie cofnie.
-Oj wyluzuj Diana. Przecież nic takiego się nie stało. Pocałowałem w życiu setki dziewczyn, to dlaczego miałbym nie pocałować ciebie?-staram się to wszystko obrócić w żart, ale sam tego żartu nie czuję, bo to nie był przypadkowy pocałunek. Ja tego chciałem. Ba, ja go nawet nie żałuję.


~*~
Nawet udało mi się trafić w świąteczny czas, zgodny z czasem rzeczywistym :)
Proszę Was o to byście jeszcze raz potwierdziły czy chcecie być informowane o nowościach tutaj, bo zaraz po nowym roku chcę utworzyć nową listę gg, bo w tej obecnej 3/4 numerów jest już zapewne nieaktualnych.
Jeszcze raz Wesołych Świąt! :)