Przyszły
święta. W tym roku będą wyglądać inaczej niż zwykle, bo nie ma wśród nas ukochanego
dziadka. Do tej pory wszystko miało swój określony porządek, rodzina miała
swoje zwyczaje, wszyscy skupialiśmy się wokół stołu w rodzinnym domu mojego
taty. Teraz tak nie będzie. Pierwszy raz odkąd sięgam pamięcią wigilia nie
odbędzie się na wsi ze znanym sobie ceremoniałem i atmosferą. Wigilia będzie u
nas i szczerze powiem przeraża mnie to. W wigilijny poranek obudził mnie mój
kot Wacław, który donośnym miauczeniem domagał się wypuszczenia go z łazienki.
Rodzice są pewnie już tak zakręceni świątecznymi obowiązkami, że na pewno nie
zlitują się nad tym biednym stworzeniem. No nic, wciągam na nogi kapcie, na
plecy wrzucam szlafrok i wychodzę na korytarz. Już od samych drzwi uderza mnie
zapach pieczonego makowca. O cholera. Mama robi wszystko, by te święta
wyglądały tak, jak jeszcze wyglądały za życia dziadka i chyba przestanę się
zachowywać jak dziecko, pomagając jej w rozlicznych obowiązkach.
-Córeczko
tylko cię proszę byś nie umawiała się dziś z Łukaszem mocno późno, bo kiedy
wszyscy się zjadą, chciałabym od razu zacząć kolację. Mogę na ciebie liczyć?-
wiem do czego pije. Ostatnio za każdym razem spóźnialiśmy się na wigilię do
dziadków, bo ja nie mogłam się odkleić od Łukasza, składając mu życzenia. W tym
roku tak nie będzie, bo Kadziewicz musi obskoczyć dwie wigilie, jedną u siebie,
a drugą u Kamy. Co prawda ja chciałam spotkać się choć na chwilę, ale jasno dał
mi do zrozumienia, że się nie wyrobi, więc nie naciskałam. Dzisiejszego dnia
jestem całkowicie do dyspozycji moich rodziców. Nawet nie zabieram się za
śniadanie, tylko od razu jadę z tatą na poblisk targ, by kupić świąteczne
drzewko. Tak strasznie nie lubię sztucznych choinek, że jestem w stanie nawet
chodzić kilka godzin na siarczystym mrozie, by wybrać tę najpiękniejszą. W tym
roku decyduję się na pierwszą lepszą. Jakoś tak nie czuję tych świąt. Po drodze
stajemy z tatą w sklepie, by wykonać już ostatnie świąteczne zakupy z polecenia
mamy. Nadprogramowo tata kupił mi słodką bułkę, chyba słyszał te bulgoty w moim
brzuchu, ale rzeczywiście trochę zgłodniałam.
-Nie
jest ci przykro, że Łukasz nie chciał się z tobą spotkać dzisiejszego dnia?-
skąd on wie, że Łukasz nie chciał się ze mną spotkać. Patrzę na niego zdziwiona.
W naszym domu nikt nikogo nie podsłuchuje i nawet nie śmie, podejrzewać o to tatę,
ale jego znajomość mojej rozmowy z Kadziewiczem jest zastanawiająca.
-Dzwonił
do mnie i prosił bym wybadał sprawę czy nie jesteś na niego obrażona. Musisz
córeczko zrozumieć, że on ma kogoś i niestety dla ciebie musisz się odsunąć na
dalszy plan, bo wasze sprawy już nie będą dla niego najważniejsze.-nie jestem
małą dziewczynką i to wszystko wiem. Już na pewno nie jestem obrażona, bo chyba
zapomniałam jak to jest być obrażonym. Na Kadziewicza co najwyżej mogę być
wkurwiona, ale teraz nie jestem. Nie mam powodu. Jest mi tylko przykro, że te
święta są jakieś takie inne. Wszystkie dotychczasowe tradycje się zacierają, a
na ich miejsce wchodzą nowe, do których po prostu będę się musiała
przyzwyczaić.
-Sama mu
powiedziałam, że wigilia spędzona a towarzystwie Kamili to dobry pomysł. Tato
nie jestem małą dziewczynką. Dobrze wiem na co się pisałam, zaprzyjaźniając się
z Łukaszem i umiem odróżnić przyjaźń od miłości.-w tych sprawach jestem
stanowcza. W głowie już słyszę słowa mamy, dla której przyjaźń damsko-męska
jest nierealna, ale ja nie mam z tym problemu.
-Wiesz
Dianko, ta kontuzja bardzo cię zmieniła. Oczywiście chciałbym, byś dalej robiła
to co kochasz, ale teraz jesteś taka dojrzała i to też mi się podoba.-tata
pocałował mnie w czoło i zabrał się za prowadzenie pojazdu. Kiedy
przekroczyliśmy próg domu, mama miała dla nas kolejne zadania. Już sama nie
wiem jak się nazywam, wyjmując z piekarnika kolejne ciasto i doprawiając
czerwony barszcz. Myślałam, że przynajmniej tatę ominą kuchenne rewolucje mamy,
ale moja rodzicielka nie miała dla męża taryfy ulgowej i zagoniła go do
lepienia uszek. Wychodziły mu bardziej jak pierogi, ale zostało nam tak mało
czasu, że mama nawet myślała go instruować, a tym bardziej krytykować.
-Teraz
już wiem dlaczego teściowa zabierała się do pracy nad wigilią tydzień wcześniej.
Tego jest tyle do przygotowania, że nie czuję już rąk i nóg.-oboje z tatą
jesteśmy w podobnej sytuacji, ale zaciskamy zęby i nie poddajemy się.
O 19
pojawili się pierwsi goście, najstarsza siostra taty, ciocia Magda wraz z
rodziną. Jest sporo starsza od rodzeństwa, ale z tym wiąże się pewna historia,
której przytaczać teraz niepodobna. Zaraz za nią przyjechała ciocia Ania i Basia,
również z rodzinami. Z wszystkimi się przywitałam. Rodzinę mamy będziemy
odwiedzać jutro, a drugi dzień świąt będzie tak naprawdę szansą na odpoczynek.
W całym tym towarzystwie jestem prawie najmłodsza. Jest o rok młodszy brat Adaś,
nasz prywatny Kevin z kultowego świątecznego filmu, bez którego święta nie
byłyby takie same. Po odczytaniu ewangelii i zaśpiewaniu kolędy, przyszedł czas
na łamanie się opłatkiem, czyli najbardziej nielubiana przeze mnie część
wigilijnej wieczerzy. Chodzę od cioci do cioci, od wujka do wujka i wszystkim
powtarzam „Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku”. Jedynie z rodzicami
życzenia wyglądają inaczej. Z kuzynami wymieniam się tylko uściskiem, nerwowo
zerkając na tarczę zegara, by nie spóźnić się z włączeniem telewizji o odpowiedniej
porze.
-Moglibyście
sobie darować już ten film. Ile razy go widzieliście?- najmłodsza część z
rodziny spogląda spod byka na wujka Cześka. Nikt nic nie robi sobie z jego
uwagi, bo po zjedzeniu smażonej ryby i kilku pierogów, wszyscy gromadzimy się
przed telewizorem. To jest czas na to, by starsi porozmawiali o swoich
sprawach, a my o swoich. Rodzice i wujostwo głównie wspominają dziadków, a my
tylko przez chwilę oddajemy się nostalgii, gdy Artur wspomina żarty dziadka
przy wigilijnym stole za które zawsze rugała go babcia. Rozmowy szybko schodzą
na temat szkoły, chłopaków i dziewczyn. Głównie to ja i siostra Marta udzielamy
się w tej drugiej kwestii, bo Adaś jeszcze o tym nie myśli, Piotrek się
wstydzi, a Artur na chwilę obecną jest przekonany, że zostanie starym
kawalerem.
-Ciocia
mówiła coś, że idziesz z kimś na studniówkę? Kto to jest? Twój chłopak?-moja
głowa raz kiwa na tak, po chwili na „nie”. Studniówka już właściwie za dwa
tygodnie, bo zaraz na początku stycznia, ale z Pawłem to raczej relacja czysto
koleżeńska. Pomijam przed rodzeństwem fakt, że Siezieniewski jest kolegą
Łukasza, bo nie chcę mi się tego wszystkiego tłumaczyć.
-Nie mam
jeszcze sukienki ani nic. Najchętniej to bym wcale nie poszła, ale już
obiecałam i nie mogę się wycofać.-chybabym się ze wstydu spaliła, gdybym miała
mu odmówić teraz, dosłownie na chwilę przed imprezą.
-Ja tak
samo. Może wybierzemy się przed sylwestrem na zakupy? Ja muszę kupić dwie
kiecki, bo idę z Tomkiem na sylwestra i potem ta studniówka.-w sumie to obiecałam
Oliwce, że to razem z nią będę biegać po wyprzedażach i szukać czegoś dla
siebie, ale można to wszystko jakoś dogadać jeszcze.
-Dam ci
znać jakoś po świętach co? Pomysł fajny, ale muszę się dogadać z Oliwką, bo ona
też chciała się ze mną wybrać.-właściwie to nie oglądamy tego filmu, ale liczy
się sam fakt, że jest w telewizji. Pora prezentów nie obchodzi nas już tak,
jak kiedyś. Wszyscy dostajemy określone dole, bo przecież jesteśmy już za duzi
na to, by kupować nam prezenty.
-A kogo
niesie o tej porze i to w wigilię?- czyżby strudzony wędrowiec, dla którego
zabrakło przy naszym stole nakrycia, bo przecież mieszkanie w bloku to nie dom
na wsi. Tata wstaje od stołu i idzie otworzyć, by po chwili wprowadzić
zziębniętego Łukasza do środka z niewielkim pudełeczkiem w ręku. Wstaję od
telewizora i idę do niego, by wpaść w jego ramiona i się rozpłakać.
-Dopiero
teraz mogę powiedzieć, że wigilia jest wigilią. Wszystkiego najlepszego Dianka…
~*~
Wigilia
u rodziców Kamili minęła bez większym zakłóceń. Nikt nie wspominał o ślubie,
siostra mojej dziewczyny też nie siliła się na jakieś wyszukane złośliwości pod
kątem mojej zażyłości z Dianą. No właśnie, Diana… potraktowałem ją tak chamsko
mówiąc, że dzisiejszego dnia nie znajdę dla niej czasu między jedną a drugą wigilią.
Nawet nie zdążyłem dać jej prezentu. Znudzony całą tą świąteczną otoczką siedzę
na kanapie przed telewizorem w salonie, próbując wcisnąć w siebie jeszcze jeden
kawałek pysznego makowca w wykonaniu mojej babci. Mimo najszczerszych chęci i
ponaglania z jej strony, odstawiam talerzyk na ławie i wracam do Kamili, by
objąć ją ramieniem. Cały czas jednak myślami jestem przy Dianie i przy tym, że
powinien pojechać do niej chodź na chwilę, złożyć życzenie i dać prezent.
-O czym
tak myślisz Łukasz co? Wyglądasz jakby wigilijny wieczór zmusił cię do
egzystencjalnych przemyśleń.-Monika, moja starsza siostra, mówi to po to by mi
dokuczyć, ale coś jest w tych słowach. Myślę o tym, że fakt posiadania przeze
mnie dziewczyny nie zwalnia mnie z tego, bym miał zaniedbywać przyjaciółkę,
która jest ze mną na dobre i złe, na którą zawsze mogę liczyć. Nie chodzi o to,
że Kamila mi nie pomaga i nie jest dla mnie wsparciem, ale to do blondynki
biegnę na złamanie karku, gdy się z nią pokłócę. To Diana siedzi na moich
meczach i treningach, gdy tylko ją o to po proszę. Dajmy na to, że za dzień,
dwa rozstałbym się z Kamilą. I co wtedy? Wiem, że Diana będzie mnie pocieszać,
że będzie starała się mi pomóc. Dlatego właśnie muszę do niej pojechać.
-Kamila
przepraszam, ale ja muszę coś załatwić. Chodź, odwiozę cię do domu.-spojrzałem
wymownie na ojca, która powiedział, że kluczyki wiszą na wieszaku w
przedpokoju. Jeziorska spojrzała na mnie z wyrzutem, ale nie robiła mi wymówek
przy rodzicach. Spodziewałem się awantury w samochodzie, ale całą drogę do jej
mieszkania pokonaliśmy w milczeniu. Kiedy wysiadłem z samochodu, by otworzyć
jej drzwi i się z nią pożegnać, powiedziała tylko na odchodne:
-Złóż
Dianie życzenia również ode mnie.-zorientowała się w mig jaką sprawę mam do
załatwienia w wigilijny wieczór. Miałem jednak wrażenie, że nie powiedziała
tego ze złośliwością. Może już zrozumiała, że jest dla mnie ważna, ale nie
umiem zrezygnować z przyjaźni Diany? Oby, bo to dla mnie byłoby idealne
rozwiązanie. Wsiadłem do samochodu i pojechałem do przyjaciółki, upewniając się
czy w kieszeni mam dla niej prezent. Droga minęła mi bez większych komplikacji.
Trzeba powiedzieć, że o tej porze w Wigilię jest po prostu pusto. Zaparkowałem
i pognałem po schodach tak, jakby od tego miało zależeć czyjeś życie. Drzwi
otworzył mi tata Diany. Myślę, że przeczuwał moje przyjście, bo tylko się
uśmiechnął i wpuścił do środka. Zaraz przy mnie pojawiła się Diana, która
rzuciła się na moją szyję. Uniosłem ją do góry, by oplotła moje biodra nogami.
-Dopiero
teraz mogę powiedzieć, że wigilia jest wigilią. Wszystkiego najlepszego
Dianka…-mówię, ocierając kciukiem łzy z jej policzków. Sytuacja i we mnie
wzbudza emocje, ale robię wszystko, by się nie rozpłakać, bo to takie
niemęskie. Spuszczam Motyl na podłogę i idziemy do jej pokoju, by ustrzec się
przed ciekawskimi spojrzeniami członków rodziny Diany. Już i tak wywołaliśmy
niemałe zamieszanie naszym ekspresyjnym powitaniem.
-Myślałam,
że się pogodziłam z tym, że nie spędzimy dzisiejszego dnia chociażby minuty
razem, ale jest to silniejsze ode mnie. Tak się cieszę, że mogę ci złożyć
życzenia i podarować prezent.-wymieniamy się podarunkami.Dostałem od Diany
spinki do koszuli, o których mówiłem w kontekście studniówki. Ode mnie
blondynka dostała srebrną bransoletkę<klik>, o której mówiła jakiś czas temu, że
wpadła jej w oko. My oboje lubimy słuchać swoich zachcianek, by w odpowiednim
momencie zrobić sobie wzajemnie niespodziankę.
-Łukasz
to kosztowało majątek i nie mów mi, że tak nie jest, bo ja widziałam cenę.
Niepotrzebnie się tak wykosztowałeś.-a te spinki z grawerami<klik> to kosztowały 50
złoty. Nie odpowiadam nic na słowa Diany, po prostu ją do siebie przyciągam,
całując w czoło. Opowiadamy sobie o wigilii, choć głównie to ja opowiadam, ona
słucha.
-A
zapomniałbym, Kamila prosiła by złożyć ci świąteczne życzenia. Wiesz, ona
chyba to wszystko ogarnęła i myślę, że nie będzie już wyjeżdżać z tą swoją
zazdrością.
-Zwłaszcza,
że nie ma ku temu żadnych powodów.-pewnie, że nie ma. To, że leżymy teraz obok
siebie na łóżku Diany zupełnie nic nie znaczy. Nawet głowa blondynki na moim
torsie i moja ręka bawiąca się złotymi kosmykami włosów o niczym nie świadczy.
-Zastanawiałaś
się może jak kiedyś będzie to wszystko wyglądać? Wiesz, ja z żoną, ty z mężem…
Gdzie w tym wszystkim będzie miejsce na naszą przyjaźń?
-Liczyłam
na to, że nigdy się nie zakochasz i zostaniesz starym kawalerem. To, że ja
zostanę starą panną jest więcej niż pewne.-podnoszę się, opierając głowę na
łokciu.
-Tobie
się dzisiaj tutaj wszystko dobrze poukładało?- pukam Dianę w czoło, by wytchnąć
jej w ten sposób gadanie od rzeczy. Jakby już ona miała zostać starą panną, do
dla tego świata nie byłoby nadziei. Gdyby tylko chciała, to Paweł już biegałby
cały w skowronkach, szukając dla niej zaręczynowego pierścionka. Aż nie mogę się
na dziwić, że tak szybko go wzięło, ale kto ogarnie miłość.
-Proszę
cię, tylko nie wyjeżdżaj mi z Pawłem. Zaraz po studniówce umówię się z nim na
spotkanie i jasno dam do zrozumienia, że między nami nic nie będzie. U mnie nie
ma nic na siłę Łukasz.-dobrze o tym wiem. Diana nie potrafi udawać i za to ją
cenię. Czasem szczera aż do bólu, a w kwestii uczuć to bardzo dobra droga, by
nikogo nie skrzywdzić.
Przyjechałem
do Diany tylko na chwilę, a zostałem do północy. Razem postanowiliśmy wybrać
się na Pasterkę. Pieszo, tak jak kiedyś. Próbowałem skontaktować się z Kamą,
ale pewnie już śpi. Jeszcze przy wigilijnym stole mówiła, że nie wie czy uda
się na nocną mszę, bo jest zmęczona. Byliśmy już bardzo blisko celu, gdy nogi
Diany rozjechały się na śliskim chodniku. Gdyby nie ja, to pewnie leżałaby jak
długa i kto wie jakby to skończyło się dla jej kręgosłupa.
-Diana
co jest, coś z nogą?- trzyma się za kolano. Ciągle zapominam o tej operacji
łękotek, bo Motyl w piorunującym tempie powróciło po niej do pełnej sprawności.
-Żartowałam!-
o nie! Blondynka zaczęła uciekać, a ja zaraz za nią. Nie sprawiło mi trudności
dogonienie jej. Gdy już miałem złapać ją za rękę, poślizgnąłem się, pociągając
ją na siebie. Upadliśmy twarzami do siebie. Pierwszy raz widzę ją z takiej
perspektywy. Pierwszy raz mam ochotę ją pocałować tak inaczej niż dotychczas.
To impuls. Dotykam wargami jej spierzchnięte od mrozu usta. Czuję, że się
prostuje, że nie wie co ma zrobić. Chcę narzucić swoje tempo i początkowo Diana
mi na to pozwala, ale do pewnego momentu.
-Co ty
robisz Łukasz?! My nie możemy, my…-brakowało jej słów. Cholera! Takie sytuacje
miały nigdy nie mieć miejsca,ale stało się i tego się już nie cofnie.
-Oj
wyluzuj Diana. Przecież nic takiego się nie stało. Pocałowałem w życiu setki
dziewczyn, to dlaczego miałbym nie pocałować ciebie?-staram się to wszystko
obrócić w żart, ale sam tego żartu nie czuję, bo to nie był przypadkowy
pocałunek. Ja tego chciałem. Ba, ja go nawet nie żałuję.
~*~
Nawet udało mi się trafić w świąteczny czas, zgodny z czasem rzeczywistym :)
Proszę Was o to byście jeszcze raz potwierdziły czy chcecie być informowane o nowościach tutaj, bo zaraz po nowym roku chcę utworzyć nową listę gg, bo w tej obecnej 3/4 numerów jest już zapewne nieaktualnych.
Jeszcze raz Wesołych Świąt! :)