Wybrałam
jego. Po raz kolejny mu uległam. Nie powinnam od tak zostawić Oliwii, a mimo
wszystko to w jego mieszkaniu teraz siedzę i słucham jego żali na temat rodziny
Jeziorskich. Jestem przekonana, że jutro w szkole Pająk urządzi mi piekło na
ziemi, ale jakoś będę musiała to przeżyć. Ogólnie w mojej klasie poszła fama,
że ja i Łukasz jesteśmy razem, a jeśli nie jesteśmy, to na pewno w przyszłości
będziemy, bo nie można aż tak przyjaźnić się z facetem i nie odczuwać w jego
kierunku żadnej sympatii. Ja z całą dozą odpowiedzialności za swoje słowa mogę
powiedzieć, że kocham Łukasza, ale wydaje mi się, że tak inaczej, tak zupełnie
po naszemu.
-Diana
nie słuchasz mnie w ogóle…- tak? Możliwe. Kadziewicz opowiada mi właśnie o
Pompejach, a ja odbiegam myślami i nie jestem w stanie powiedzieć czy mówi
prawdę czy gada kompletne głupoty. Otrząsam się ze swojego zadumania i zadaję
mu następne pytanie.
-Przepraszam,
już się ogarniam.- chcę się zająć tym co trzeba, ale wyraźnie teraz Łukasz
stracił zapał do nauki. Wyszedł do kuchni i przyszedł z puszkami piwa i paczką
fajek. Zestaw, który u niego w kuchni zajmuje honorowe miejsce. Miałam
pilnować, by żadne używki nie znajdywały drogi do jego ust, ale dziś pierwsza
chwytam za papierosa. Nie umiem palić, ale usilnie staram się pokazać, że nie
jest mi to obce.
-Nie
przejmuj się tym co mówi Kaśka. Mogą mówić co chcą, a ja w swoim zwyczaju mam
to w dupie.-nie powinno mi się to podobać, bo to w końcu rodzina jego
dziewczyny i powinien odnosić się do niej z szacunkiem. Z drugiej strony jednak
podoba mi się to, że jestem dla niego ważna. Nie mam powodów, by się martwić o
naszą przyjaźń. Może spędzamy ze sobą mniej czasu, ale ciągle przychodzi do
mnie na wszystkich przerwach w szkole oprócz długiej, zarezerwowanej na stałe
dla Kamili. Pierwsza wiedziałam o tym, że nie będzie go w szkole, bo musiałam
podrabiać mu zwolnienia. Czasem czuję się bardziej jego matką niż przyjaciółką,
ale to wszystko razem daje mi poczucie, że dużo dla niego znaczę.
-Obiecuję,
że już nie będę się przejmować.- uśmiecham się do niego, by potwierdzić swoje
słowa. Ile razy już obiecywałam, że nie będę się przejmować, a następnego dnia wycierałam nos o jego ramię. Powiedział mi kiedyś, że ta moja wrażliwość na
świat jest ujmująca i między innymi za to mnie uwielbia, ale ja naprawdę
chciałabym być inna. Chciałabym przechodzić nad każdą jedynką w dzienniku do
porządku dziennego, bo przecież uczeń bez palanta, to jak żołnierz bez
karabinu. Chciałabym szaleć na klasowych imprezach, ale jakoś boję się, że się
ośmieszę, więc chętniej zostaję w domu. Coraz częściej też zaczyna ciąży mi
fakt, że jeszcze żaden chłopak się mną nie zainteresował. Owszem, odrzuciłam
amory kolegi z klasy, ale on kompletnie do mnie nie pasował i nie czułam tej
potrzebnej do związku chemii. Coraz więcej koleżanek może się pochwalić
statusem „ w związku”, a biedna Dianka może sobie tylko pooglądać komedie
romantyczne i pomarzyć o prawdziwej miłości.
-I to mi
się podoba. Wracamy do historii?- pewnie, że wracamy. Muszę się wyrobić w dwie
godziny, bo w domu czeka mnie jeszcze nauka do jutrzejszego sprawdzianu z
biologii. Nie lubię sobie odkładać wszystkiego na ostatnią chwilę, ale w tym
przypadku tak wyszło. Zresztą ja i biologia nie idziemy razem w parze. Już
zdecydowanie bardziej wolę rozwiązywać zagwozdki chemiczne niż uczyć się o
funkcjach układu wydalniczego.
Lubię
słuchać, gdy Łukasz opowiada o historii. On ma do tego taki lekki język. Tak
swobodnie dobiera słowa choć mówi, że starożytność to nie jest jego ulubiony
dział historii. Zdążyłam zauważyć, że jego konikiem jest II wojna światowa i
czasy współczesne. Chyba nigdy nie zapomnę podróży do Oświęcimia, gdy Kadziu
zabrał mnie i Kamę na pierwszą wycieczkę po zrobieniu prawka. Nie musieliśmy
chodzić za przewodnikiem, bo szatyn wszystko dokładnie i skrupulatnie nam
tłumaczył, nie szczędząc najkrwawszych i najbardziej bestialskich incydentów.
Efekt nie mógł być inny jak tylko taki, że wyszłam za bramę obozu z płaczem i
nie mogłam się uspokoić do momentu, w którym ze zmęczenia zasnęłam.
-Na dzisiaj
starczy. Chodź, odwiozę cię do domu, bo jest już ciemno i nie chcę żebyś
wracała autobusem.-nie musi mnie odwozić, ale wiem, że chce w ten sposób mi się
odwdzięczyć, więc nie będę się sprzeciwiać. Wyglądam przez okno i rzeczywiście
aura na zewnątrz nie sprzyja spacerom, a jazda autobusem nie zawsze o tej porze
należy do bezpiecznych. Daje się wyczuć, że już niedługo przyjdzie do nas
prawdziwa zima. Już w połowie listopada jest zimno, a rankiem pojawiają się
mocniejsze przymrozki. Nie lubię listopada, ale niesamowicie czekam na
grudzień, bo uwielbiam śnieg i świąteczne dni. Kadziewicz nie podziela mojej
euforii, ale czasami mam wrażenie, że jego życie jest jednym wielkim pasmem
świąt, więc te dodatkowe dwa w kalendarzu nie robią na nim żadnej różnicy.
-Nie
długo zaczną się te wszystkie sraje, mikołaje, lampeczki i bombeczki.- krzywi
się, gdy przejeżdżamy przez centralną część Olsztyna, gdzie zawsze roi się od
świątecznych ozdób i świecidełek. Nie poruszam głębiej tego tematu, bo nie chce
go denerwować. Zazwyczaj 23 grudnia spuszcza z tonu i przybiega do mnie z
prezentem. Po prostu należy do tego typu ludzi, którzy nie muszą się nastrajać
na święta miesiąc przed. Może to i dobrze.
-To do
jutra w szkole. Przyjedziesz po mnie tak?- kiwa głową, muskając mój policzek. W
mojej kuchni gaśnie właśnie światło, a firanka wraca na swoje miejsce. Z
uśmiechem stwierdzam, że mama znowu nadzoruje mój powrót, a potem będzie mi
mówić o tym, że zwykli przyjaciele nie zachowują się tak jak my. Że buziak w
policzek to tak wiele? No nie przesadzajmy.
Wchodzę
na trzecie piętro swojego bloku i nie muszę otwierać drzwi kluczem, bo
rodzicielka wciąga mnie do mieszkania prawie siłą. To szalona kobieta. Ma 36
lat. Czasami mam wrażenie, że jest zdecydowanie bardziej nowoczesna niż ja.
-Ja nie
wiem kochanie jak ty możesz puszczać kantem takiego fajnego chłopaka jak
Łukasz. Zobacz, przywiózł cię pod sam dom, choć mógł wsadzić w pierwszy lepszy
autobus i mieć cię z głowy. Czy nie uważasz, że o czymś to świadczy?- świadczy
o tym, że jest dobrze wychowany i nie chciałby mieć mnie na sumieniu, gdyby w
drodze z autobusowego przystanku ktoś na mnie napadł. Tata Oliwii też zawsze
przywozi mnie do domu, a z nim mama nie próbuje mnie połączyć.
-Tyle
razy ci mówiłam mamuś, że nie kocham Łukasza w ten sposób. Jest dla mnie jak
brat i nic poza tym.- nie jest usatysfakcjonowana tą odpowiedzią, ale przecież
nie będę jej oszukiwać. Moja mama jest matematykiem, a co za tym idzie,
strasznym racjonalistą. Dla niej nie ma mowy o jakiejś damsko-męskiej przyjaźni,
bo to nierealne. Na całe szczęście ja mam w sobie więcej pierwiastka z taty i
przede wszystkim wierzę, że jesteśmy w stanie ciągnąć naszą przyjaźń do końca
świata i o jeden dzień dłużej, nie lądując przy tym we wspólnym łóżku.
-Zobaczysz
Dianuś, że będziesz tego żałować.-będę żałować jeśli będę słuchać tego
wszystkiego dłużej. Całuję jej policzek by nie myślała sobie, że tak perfidnie
ją olałam i zaszywam się w swoim pokoju. W między czasie włączam swój komputer.
Mam ustawioną opcję, że zaraz po włączeniu systemu, załącza mi się również gadu
gadu. Szybko na mój numer zaczęły wpływać wiadomości jedna po drugiej. Mogłam
się spodziewać, że to niepocieszona Oliwia próbuje pokazać mi jak wielki błąd
robię, ulegając na każdym kroku namowom Kadziewicza i nie pomyliłam się po
przeczytaniu pierwszej wiadomości. Już wiem, że jutrzejszy dzień będzie ciężki
i kto wie czy nawet nie dojdzie do jakiejś poważniejszej sprzeczki między nami.
Jak zawsze Pająk przeniesie się na jedną lekcję do ławki Janki, a już na następnej
będzie siedziała obok mnie, ale do końca dnia nie da mi spokoju, wystosowując
do mojej osoby kilka orędzi. Będę musiała przeżyć i przeczekać aż minie
pierwsza złość. Jestem w tym naprawdę dobra.
~*~
Miałem
się jeszcze chwilę pouczyć, ale zaszczycili mnie koledzy drużyny w postaci
Pawła Siezieniewskiego i Wojtka Grzyba. Zeszyty od historii odłożyłem na
bok, a na stole pojawiło się kilka piw i zimnych przekąsek. Od słowa do słowa
zeszło do naszej studniówki, a raczej do partnerek. Sieziu jest co prawda ode
mnie rok młodszy, ale poszedł do szkoły rok wcześniej, więc i on w tym roku
szkolnym będzie się pocił w maju na maturze, a kilka miesięcy wcześniej odbywał
najważniejszy bal w życiu. Niestety chłopak nie ma stałej partnerki, a z tego
co zdążyłem się zorientować, nie ma też koleżanki. Chciałem mu jakoś pomóc i
wtedy do mojej głowy przyszedł pomysł, by spiknąć go jakoś z Dianą.
-Słuchaj,
a może ja bym pogadał z moją przyjaciółką? To naprawdę fajna dziewczyna i
myślę, że nie powinna ci odmówić.-ma za dobre serce, a ja niestety umiem to
serce wykorzystać. Ostatnio obiecałem sobie, że trochę się ogarnę i przestanę
traktować blondynkę jak swoją własność. Fakt, że nie układa mi się teraz zbyt
dobrze z Kamą nie jest powodem, by Motyl była na każde moje skinienie. Z
drugiej strony jest mi ciężko sobie wyobrazić, że miałbym się nią dzielić z
jakimś mężczyzną. Jest moją przyjaciółką i zdaję sobie sprawę, że na chwilę
obecną jestem jednym z ważniejszych mężczyzn w jej życiu, zaraz po ojcu, bracie
i dziadkach. Gdyby pojawił się jakiś facet, to na pewno zjechałbym na sam dół
tej hierarchii, a już na pewno przegrywał z nim.
-Myślisz,
że zgodziłaby się ze mną pójść?- macham głową, choć myślami jestem zupełnie
przy innej kwestii. Dopiero teraz zorientowałem się, że to jest normalna kolej
rzeczy. Ja mam dziewczynę, a ona powinna mieć chłopaka. Nie powinniśmy w ich
kierunku odczuwać zazdrości, a maksymalnie się wspierać i dodawać sobie otuchy.
Cholera! Czy ja tak potrafię? Czy potrafię oddać swojego małego Motylka w ręce
jakiegoś napalonego kolesia? Jaką mam pewność, że nie trafi na żadnego
zboczeńca i zwyrodnialca?! Tyle się teraz o tym słyszy. Spoglądam ukradkiem na
Siezieniewskiego. Niczego mu nie brakuje. Po meczach ustawia się do niego
całkiem spora kolejka fanek po autograf czy wspólne zdjęcie. Jest sympatyczny i
nic nie zapowiada tego, że miałby się okazać skończonym dupkiem. Gdyby z tego
coś wyszło, byłbym spokojny.
-Ja do
niej zadzwonię i pogadam. Jestem przekonany, że pójdzie z tobą na studniówkę.
Nie muszę ci chyba tłumaczyć, że do tego czasu mógłbyś się postarać zrobić
jakieś dobre wrażenie na niej?- ja pierdolę, czym ja się zajmuję w ogóle? Czuję
się jak ciotka Mietka z Otwocka, która zwala się nam na głowę na każde Boże
Narodzenie i truje mojej mamie o tym, że ma dla mnie odpowiednią kandydatkę na
dziewczynę u siebie na osiedlu. Zdziwi się jak się dowie, że jej kochany
Łukaszek już nie potrzebuje dobrych rad, bo sam sobie poradził.
-A
dlaczego właściwie ty nigdy nie pomyślałeś o tym, by do niej uderzyć? Powiem ci
szczerze, że jeśli chodzi o wizualne walory, to byłbym skłonny opowiedzieć się
bardziej za Dianą niż Kamilą.- swoje trzy grosze wtrącił Wojtek.
-Jak
widzisz wygląd to nie wszystko. Liczy się coś więcej niż łądna buźka i nogi do
nieba.-to nie jest tak, że nigdy o tym nie myślałem. Ba, nawet kiedyś
podjęliśmy z Dianą taką rozmowę, ale szybko doszliśmy do wniosku, że to nie
miałoby sensu. Wychodzę z założenia, że przyjaźń jest zdecydowanie trwalsza niż
miłość, a mi potrzeba czegoś stałego w tym moim pokręconym do granic możliwości
życiu.
~*~
Cholernie nierealnie? Być może, ale jest w tym pierwiastek mojego realnego życia. Chociażby to, że podobnie jak Paweł Siezieniewski, nie mam z kim iść na studniówkę :) i też jest taki Łukasz Kadziewicz w moim życiu, który przeprowadza ze mną castingi na partnera. W okolicach 15 lutego powiem Wam czy mu się udało ;)
Pozdrawiam, Paulinkaa